poniedziałek, 19 grudnia 2016

Jak to jest z tym wyłudzaniem kredytów?

Sporo mówi się ostatnio o wyłudzeniach kredytów. Prezydent Łodzi Hannę Zdanowską prokuratura oskarżyła o poświadczenie nieprawdy w dokumentach kredytowych. Centralne Biuro Śledcze Policji zatrzymało w Lublinie szajkę kilkunastu osób - składającą się z kibiców i byłych pracowników banków - pod zarzutami wyłudzenia przeszło miliona złotych. Aż kilkadziesiąt osób naciągało SKOK „Wołomin” na łączną kwotę aż 57 milionów złotych kredytów. Za upadek wołomińskiej kasy zapłaciły wszystkie banki poprzez Bankowy Fundusz Gwarancyjny.  

Wyłudzenie kredytu jest zagrożone karą do 5 lat więzienia
Osobom, którym organy ścigania udowodnią przestępstwo wyłudzenia kredytu z art. 297 § 1 Kodeksu Karnego grozi kara od 3 miesięcy do 5 lat pozbawienia wolności. Na podobną odsiadkę naraża się naciągacz, ale również doradca bankowy, który wiedział o nieprawidłowościach, a nie poinformował o nich banku czy organów ścigania. Na kolejne 3 lata sąd może skazać delikwenta za sfałszowanie dokumentów, co często towarzyszy wyłudzeniom.

Czy zatem wyłudzenie kredytu to coś skomplikowanego?

Jako pracownik stykałem się z kilkoma rodzajami prób oszukania banku. Pierwszy to przedstawianie fałszywych dokumentów, najczęściej danych finansowych, ale też zaświadczeń z Urzędu Skarbowego czy ZUS, a także o dochodach uzyskiwanych w pracy.

Drugim „sposobem zdobywania pieniędzy” było prowadzenie firmy za pośrednictwem słupa, czyli „prezesa”, który „prowadził przedsiębiorstwo”, choć nie miał pojęcia czym się ono zajmuje. Tak podejrzane grupy przestępcze piorą pieniądze wprowadzając je do legalnego obrotu. Do przestępczego procederu używają najczęściej ludzi ubogich, a nawet bezdomnym, którym w zamian płacą jakąś najczęściej mizerną kwotę.

Compliance – bankowa policja czuwa

Każde podejrzenie powinno być zgłoszone do Compliance
Pracownik banku, który zorientuje się, że coś tu nie gra powinien powiadomić wewnętrzną policję bankową, czyli Compliance; oczywiście nie informując o niczym „klienta”. Oni już będą wiedzieć, czy mamy do czynienia z nadużyciem i jak dalej działać, a jeśli trzeba poinformują organy ścigania. Gdy niczego nieświadomy oszust przyjdzie ponownie do placówki, często wyjdzie z niej już w kajdankach.

Wpadka rumuńskiej szajki

Tak zadziałały kilka lat temu moje koleżanki z Katowic, które zorientowały się, że klient okazuje sfałszowany paszport. Zeskanowały podrobiony dokument dla Compliance, zaś mężczyznę poinformowały, że wystąpiła awaria systemu. Okazało się, że dzięki ich interwencji policja ujęła szajkę od dawna poszukiwanych oszustów rumuńskiego pochodzenia.

Wedle danych InfoDOK w samym tylko 2015 roku próbowano wyłudzić przeszłości 7 tysięcy pożyczek na łączną kwotę przeszło ćwierć miliarda złotych. 

Pielęgniarka z kłopotami

A co jeśli ktoś przejmie prawdziwe dokumenty? Będąc przez dłuższy czas pacjentem mysłowickiego szpitala poznałem historię opiekującej się mną pielęgniarki, której mąż zaginął kilka lat wcześniej. Po jakimś czasie policja odnalazła jego ciało, to jednak był dopiero początek kłopotów pielęgniarki. Rychło kobieta zaczęła otrzymywać z banków korespondencję z żądaniem spłaty pożyczek. Okazało się, że ktoś posługiwał się dokumentami zmarłego męża i zaciągnął na jego konto sporo zobowiązań. I tak pielęgniarka pracowała ciężko w trzech szpitalach, by spłacać dług.

Jak zastrzec zaginiony dokument tożsamości?

Koniecznie pamiętajcie o zastrzeganiu zaginionych dokumentów tożsamości i kart, by żaden naciągacz nie mógł posługiwać się nimi. Możecie to zrobić w placówce dowolnego banku. Dane takiego zaginionego dowodu osobistego zostaną wprowadzone do dostępnego dla wszystkich banków systemu dokumentów zastrzeżonych. Tylko w ubiegłym roku do bazy zgłoszono ponad 130 tysięcy dokumentów. Dzięki temu prostemu ruchowi uda nam się uniknąć niepotrzebnych kłopotów. Banki będą miały informację o takim dowodzie już w kilka minut, a oszust próbujący się posłużyć ukradzionym dowodem zostanie szybko schwytany.

Oszuści grasują w sieci

Przestępcy finansowi grasują w sieci
Aby nie być gołosłownym. Rok temu policjanci złapali grupę oszustów, którzy wyłudzali pieniądze z firm, które udzielały pożyczek przez Internet. Policja zatrzymała 4 sprawców i aż 350 dokumentów, na które zdążyli oni złożyć przeszło 80 wniosków kredytowych na ponad 60 tysięcy złotych. W czasach, gdy coraz więcej spraw rozgrywa się w wirtualnym świecie trzeba się mieć na baczności.

Nie bądź jak 3 mądre małpy

Choć większość przestępców zapewne wpadnie prędzej czy później w ręce policji, to bądźmy ostrożni. Sprawdzajmy uważanie autentyczność dokumentów, informujmy kolegów z Compliance, gdy mamy wątpliwości. Nie reagując narażamy się nie tylko na niespokojny sen, ale i na odpowiedzialność karną.

Jako klienci pilnujmy swoich dokumentów, a w przypadku zagubienia lub kradzieży nie czekajmy ani chwili i zgłośmy to. Sprytny oszust być może już przed ekranem komputera próbuje zaciągnąć pożyczkę na nasze nazwisko.

Nie bądźmy jak 3 mądre małpy. Gdy podejrzewamy wyłudzenie zgłaszajmy to. 
W dużej mierze osobiste bezpieczeństwo finansowe i całego systemu zależy od aktywności każdego z nas. Gdy widzisz, że coś niepokojącego się dzieje blisko nie zatykaj oczu, uszu i ust jak trzy japońskie mądre małpy.




niedziela, 11 grudnia 2016

Związek Banków Polskich – ćwierć wieku strażnika finansowego rzemiosła

Rok 2016 jest szczególny dla Związku Banków Polskich, to właśnie w tym roku obchodzi on  25 rocznicę powstania. Obchody zakończył jubileuszowy koncert w Filharmonii Narodowej, w którym miałem okazję uczestniczyć. Myślę, że to niezły moment, by poświęcić Związkowi Banków Polskich kilka słów. 

Początki tej bankowej organizacji samorządowej – czyli styczeń 1991 roku - to również prehistoria polskiej bankowości komercyjnej. Istniało wówczas ledwie 9 banków państwowych, wydzielonych niespełna 2 lata wcześniej z Narodowego Banku Polskiego, całe mnóstwo lokalnych banków spółdzielczych oraz małe prywatne banki prywatne. Deklarację powołania bankowej izby gospodarczej, czyli ZBP podpisali reprezentanci 102 banków.
Gala z okazji 25-lecia ZBP to dobra okazja do podsumowań
Dziś Związek Banków Polskich dba o dobre dla instytucji finansowych zmiany prawne w parlamencie, uczestniczy w gremiach eksperckich, organizuje konferencje naukowe, a także jednoczące środowisko bankowe, wydaje publikacje, upowszechnia wiedzę na temat bankowości, nadaje kwalifikacje. Wokół Związku Banków Polskich skupia się kilkadziesiąt rad, komitetów, zespołów, że wymienię choćby: Zespół Systemów Płatniczych, Sąd Polubowny, czy Komisję Etyki Bankowej.
Związek często organizuje spotkania branży bankowej. 

Główny cel Związku Banków Polskich to reprezentowanie interesów instytucji finansowych oraz organizowanie współpracy pomiędzy nimi. Trudno sobie wyobrazić bez ZBP choćby uprawnienia rozliczeń pieniężnych, bo wyobraźcie sobie na początku lat 90-tych przelew wędrował na konto kilka tygodni. Bez zaangażowania Związku Banków rynek kart płatniczych w Polsce pozostawałby jeszcze długo w powijakach. To niewątpliwe zasługi.

Nie wszystko jest jednak maluje się w tak różowych barwach, bo choć spotkania organizowane przez ZBP cieszą się popularnością w środowisku bankowym, to Związek sam w sobie nie reprezentuje formalnie banków. Nie podejmuje w imieniu banków wiążących decyzji, nie nakaże nic swoim członkom, nie wyegzekwuje realizacji swoich rekomendacji.

ZBP od 13 lat kieruje Krzysztof Pietraszkiewicz
W 2006 Związek Banków ustami swoich reprezentantów mądrze ostrzegał przed udzielaniem kredytów frankowych. I cóż? Kilka lat temu przygotował Kodeks Etyki Bankowej. Który bank korzysta z tego dobrodziejstwa? Od dawien dawna ZBP egzaminuje pracowników na bankowe stopnie. Jak często kadry w instytucjach finansowych zapytają o bankowe certyfikaty na rozmowach kwalifikacyjnych? Czy dyplom EFCB pomoże w awansie ambitnemu bankowcowi?

Jest zatem Związek Banków Polskich instytucją szacowną, nobliwą, dobrze reprezentującą interesy banków i fachowo kierowaną przez prezesa Krzysztofa Pietraszkiewicza. Niestety wpływ ZBP na banki jest bardzo ograniczony, a szkoda, bo praktyczne wykorzystanie propozycji Związku przestawiłoby naszą bankowość na lepsze tory.










Wszystkie zdjęcia pochodzą ze strony zbp.pl 


środa, 23 listopada 2016

Mobbing, wciskanie, zastraszanie – zabijmy stres w bankach?

Aż 74% pracowników branży bankowej przeżywa stres związany z wykonywaną pracą. Prowadzi to do zwiększonej liczby nieobecności, chorób, znacznego zmniejszenia efektywności, ogromnych kosztów dla banków a także państwa.

Antystresowy poradnik

Skąd taki temat tekstu? Przyczyną jest niedawna premiera publikacji Agnieszki i Mateusza Warchałów, małżeństwa zajmującego się rolą pracowników na rynku pracy. Broszura „Pokonać stres” - sfinansowana przez Fundację Friedricha Eberta oraz Krajowy Sekretariat Banków, Handlu i Ubezpieczeń NSZZ „Solidarność”- to bezpłatny poradnik omawiający sposoby na ograniczenie stresu. Jakie metody pomogą? Odpowiednie nastawienie, budowanie sieci wsparcia, prawidłowe zarządzanie czasem, muzyka, aktywność fizyczna, asertywność w relacjach z przełożonymi i współpracownikami.


Zestresowany bankowiec

Czytając wypowiedzi osób zatrudnionych w bankowości dochodzę do wniosku, że stres w bankach osiągnął patologiczne rozmiary. Wypowiedzi przerażają, tym bardziej, że wciąć się powtarzają identyczne problemy, nieskończoną ilość wpisów znajduję w ciągu kilku minut w całym Internecie. Oddajmy zresztą głos szeregowym doradcom, a wpisy w większości są bardzo mocne i nie pozostawiają suchej nitki na systemie w jakim działają banki. Jakie to elementy cechują ustrój bankowy? Oto tylko nieliczne opinie pracowników:

- wciskanie klientom dziwnych produktów inwestycyjnych,
- pracownik ma nałożone 100% planu – a jeszcze przecież nie ma doświadczenia,
- ciągłe raporty - masz obsługiwać 8 godzin - w tym czasie - umówić klientów - obdzwonić kilka baz - zeskanować dokumenty, zrobić archiwizację, przeczytać i odpowiedzieć na 1000 maili,
- zasuwałeś i zrobiłeś z górką plan, to nikt cię nie pochwali - bo przecież nowy miesiąc to nowy plan,
- nie ma znaczenia jak sprzedajesz, bank zrobi z Ciebie oszusta,
- w oddziałach kolejki takie że nie możesz wyjść na moment,
- wiecznie drzący się klienci,
- jacy są wspaniali jak dbają o jakość. Zwalają całą odpowiedzialność na pracowników,
- ciśnienie takie że naprawdę duża liczba pracowników cierpi na depresję. Bank najpierw pisze wytyczne że nie wolno "wciskać" jak klient nie chce, a potem na koniec pracy idziesz na tzw. "rozliczenie" i Twój Szef udowadnia Ci jaki jesteś beznadziejny,
- stres, mobbing, wciskanie produktów byle komu i byle jakiego byle tylko wyrobić plany,
- ile można namawiać klienta do czegoś, włazić mu w d i ogólnie mówiąc kajac sie jak pies, żeby tylko kupił produkt bo właśnie musisz nadrobić plan,
- zarabiałam ładnie, ale kosztem dzieci, rodziny, zdrowia. a na sam koniec zostałam zwolniona, ponieważ przez pół roku nie miałam sprzedaży,
- w banku nic się nie liczy tylko sprzedaż. Jesteś codziennie poniżany zastraszany niszczą cię od środka. ludzie lądują u psychiatry,
- poroniłam (też pewnie przez ten stres) - wróciłam z chorobowego - dostałam pismo ostrzegające, że za późno zaniosłam rachunek do zamknięcia..., Lubię pracować z ludźmi, doradzać ale po prostu mam dość. Po tym wszystkim wylądowałam u psychiatry ze stwierdzona depresją.

Takie wypowiedzi potwierdzają także badania prowadzone na grupie przeszło tysiąca pracowników przez bankową „Solidarność”, gdzie wykazano, że zaledwie 1/3 bankowców nie odczuwa dolegliwości zdrowotnych związanych ze stresem, a wielu korzystało z tego powodu ze zwolnień lekarskich oraz pomocy psychologów. Powodem są niskie kompetencje managerskie osób odpowiedzialnych za taki system działania banków.

Rozwiązanie problemu stresu

Taka sytuacja w bankowości jest groźna dla bankowców, klientów, przyczynia się również do potężnych kosztów dla banków oraz budżetu państwa. Dlatego też „Solidarność” zwróciła się do Minister Pracy z wnioskiem o włączenie do Kodeksu Pracy ochrony przed skutkami stresu w pracy oraz nałożenie na pracodawcę obowiązku przeciwdziałania stresowi, dokładnie tak jak jest to z mobbingiem. Kiepsko przygotowani do pracy managerowie nie mogliby już wywierać tak przemożnej presji na swoich podwładnych, jak często ma to miejsce.

Pozytywny stres

Rzecz jasna stresu w życiu nie da się całkiem wyeliminować, istnieje także stres pozytywny, mobilizujący do działania, stres, który pomaga osiągać sukcesy. To eustres. Z kolei dystres to zjawisko negatywne, wyniszcza zdrowie, szkodzi psychice, demotywuje i zniechęca. Przed nim lepiej się chronić.

Dobre zakończenie?

Długotrwały wyniszczający stres nie służy nikomu. Ani pracownikom banków i ich rodzinom, ani klientom narażonym na nieetyczne zachowania biorące się z presji wywieranej na doradcach i pomyłkach z przemęczenia. Zestresowana, zdemotywowana, zniechęcona kadra nie przyniesie korzyści bankowi. Nie mówiąc już o kosztach zwolnień, leczenia, spadku efektywności. Namawiam więc banki do korzystania z najlepszych europejskich wzorców i do aktywnej walki ze stresem pracowników. Bo taki niepotrzebny stres nikomu służy… No chyba, że prymitywnym i niekompletnym managerom, którzy nie widzą innej drogi do osiągnięcia sukcesu, jak tylko udowadnianie podwładnym jak są beznadziejni. Błagam skończmy w końcu z tym systemem.


środa, 16 listopada 2016

Toksyczne banki – trują klientów?

Gdy przez myśl przemyka słowo „TOKSYCZNE” – najczęściej wyobraźnia przywołuje jakieś substancje trujące czy szkodliwe. Psychologowie powiedzą prawdopodobnie o toksycznych osobach, czyli nieżyczliwych, odbierających chęć do życia.

Toksykologia bankowa

Czy toksycznymi mogą być jednak banki? Czy mogą truć i okradać z energii klientów?  Stowarzyszenie Stop Bankowemu Bezprawiu (znane głównie z obrony interesów frankowiczów) uznało, że takowe instytucje finansowe rzeczywiście istnieją, że szkodzą wizerunkowi pozostałych banków.
Stop Bankowemu Bezprawiu jest znane z ochrony frankowiczów

Pierwszemu z banków, który stowarzyszenie  uznało za toksyczny zarzucono:

„klient, który podpisze długoterminową umowę z tym bankiem, musi się liczyć, że każdy produkt lokato-podobny może przynieść nawet 100% strat, a kredyt może okazać się pułapką bez wyjścia. Sposób windykacji majątku od konsumentów i przedsiębiorców jest często prowadzony z naginaniem prawa i jest w naszej ocenie najbardziej bezwzględny”.

O kolejnym powiedziano:

mimo prawomocnego uznania części z jego umów za niezgodne z prawem i nieuczciwe wobec klientów, nadal je wykonuje. Znane są przypadki, kiedy z kont klientów pobiera niezgodne z prawem ubezpieczenie, mimo prawomocnego wyroku zakazującego takiego postępowania”.

Zaś trzecim padły następujące słowa:

stosuje zapisy niezgodne z prawem w swoich umowach. Mimo prawomocnych wyroków sądów dalej udaje, że nie ma problemu.*

Czy opłaca się uderzyć we własne piersi?

Czy banki mogą być tosyczne?
Wszystkie rzeczone banki uznane za trucicieli systemu finansowego stanowczo skrytykowały stowarzyszenie za niesprawiedliwe ich zdaniem twierdzenia. Uznały, że osąd stowarzyszenia Stop Bankowemu Bezprawiu jest fałszywy i czysto subiektywny, choć w innych mediach wizerunek tych banków nie mienił się kryształowym blaskiem. W sumie inaczej powiedzieć się nie dało, bo czy rzecznik danego banku mógłby bić się w piersi wołając „mea culpa”? To zdyskredytowałoby jego chlebodawcę do cna. Chociaż pierwszy z toskycznych banków już zdołował na giełdzie, a jego wyniki szorują warszawski parkiet niczym mop.

Jak nie wpaść w sieć?

Jednak Stop Bankowemu Bezprawiu to tylko jedna z grup, która głośno mówi o nieuczciwym postępowaniu części banków. Znajdziemy w Inernecie: „Rejestr Nieuczciwych Banków”, Przywiązani do Polisy, Wrobieni w Bank, Pozwałem Bank, Skrajnie Oszukani, Profuturis, BTE Stop. Za pomocą sieci społeczenościowych niekorzystne informacje nader szybko się roznoszą, infekują swoją toksycznością innych konsumentów, którzy podejrzany bank ominą szerokim łukiem. Chętnie doniosą o tym inne media, szczególnie tabloidy.
Czy Internet pomoże etyce?

Informacje w sieci społeczenościowej są jak błyskawica
Internet, szczególnie sieci społecznościowe to ogromna moc, która powinna zmuszać instytucje finansowe do szczególnie etycznego zachowania, pilnować się, bo każdy konsument w dowolnym momencie może napisać, że bank go „naciągnął”, że mu coś „wcisnął”, że męczy go nieustannymi telefonami. Internet wymusza przejrzyste, jasne zasady postępowania, nie toleruje kłamstwa, ściemy i obłudy. Takie zachowanie – zwłaszcza banków – skończyć się może tylko utratą reputacji, zaufania konsumentów, a w ślad za tym odpływem kapitału.

Gospodarka głupcze!

Takich zachowań jak nachalna, nieuczciwa, podszyta kłamstwami i presyjna sprzedaż tolerować nie wolno. W przeciwnym wypadku bank, który jakaś osoba lub stowarzyszenie uzna za toksyczny i opisze to w sieci - o czym dowie się tysiące innych potencjalnych klientów – sam jest sobie winny. A krytyka krytykujących jest przeciwskuteczna, bo trzeba się po prostu zmienić. Gospodarka głupcze!  


* cytaty pochodzą z Facebooka stowarzyszenia Stop Bankowemu Bezprawiu

czwartek, 3 listopada 2016

Repolonizować czy nie repolonizować? Oto jest pytanie! Zobacz 6 argumentów za i przeciw. Co przeważy?

Hasło repolonizacja banków od kilku lat często gości na ustach polityków opcji wszelakich, którzy nawołują, by jak najwięcej firm sektora finansowego znalazło się w polskich rękach. Więcej pytań pojawia się dopiero, gdyby wejść w szczegóły owej repolonizacji.

Gdański liberał za repolonizacją
Jan Krzysztof Bielecki to liberał opowiadający się za repolonizacją banków

Jako jeden z pierwszych zagadnienia dotknął bodaj Jan Krzysztof Bielecki w czasie, gdy był szefem Rady Gospodarczej przy Prezesie Rady Ministrów. Wypowiedź polityka ze środowiska gdańskich liberałów zaskoczyła, ponieważ to za czasów Bieleckiego oraz rządów, którym on sprzyjał, wiele banków znalazło się w rękach zewnętrznych inwestorów. Tymczasem Bielecki upiera się, że pochodzenie kapitału ma znaczenie, zaś inaczej myślą naiwni.


Banki polskie, zagraniczne, polskie…

Jeszcze w 3 dekady temu nie było w Polsce zagranicznych instytucji finansowych. Dopiero w 1989 r. z monopolisty - Narodowego Banku Polskiego - wydzieliło się 8 banków komercyjnych, które w późniejszych latach zostały kupione przez cudzoziemców. W tym ujęciu repolonizacja oznacza powrót polskiego kapitału do sprzedanych uprzednio banków. Na przełomie wieków obcy inwestorzy posiadali niemal ¾ naszych banków, obecnie to 57%. Jeśli dojdzie sprzedaży włoskiego Pekao i austriackiego Raiffeisena struktura własnościowa zmieni się mocniej na korzyść Polski.

Co to znaczy polski bank?

Spór dotyczy tego, czy taki polski bank posiadać ma państwo czy też prywatny przedsiębiorca. A może - jak chce poprzedni minister finansów Jacek Rostowski - jedynie nadzór powinien być narodowy, zaś banki obojętne w czyich rękach będą.

Argument 1. Czy polskie banki są bardziej stabilne i sfinansują polskie firmy?

Mnie najbardziej interesuje inna kwestia. Mianowicie, czy banki sfinansują polski biznes? Póki banki wspierają naszą gospodarkę, to dobrze. Kłopoty pojawiają się jednak co i rusz w czasach niepewności gospodarczej, jak obecnie w Europie. Tak jak u włoskiego Pekao czy austriackiego Raiffeisena kluczowe okazują się kłopoty spółek matek. Gdy centrala banku o obcym pochodzeniu potrzebuje kapitału, w dowolnej chwili może ulotnić się on z Najjaśniejszej Rzeczypospolitej. Rodzime banki to mniejsza podatność na wahania rynkowe, szczególnie w krajach gdzie siedziby mają spółki matki banków działających w Polsce. Oznaczamy – ZA repolonizacją.

Argument 2. Jak zarządzać polskimi bankami, gdy trafią do skarbu państwa?

Kolejny argument dotyczy zarządzania polskimi bankami. Same wręcz stawiają się pytania:  Czy państwo może przejąć odpowiedzialność za zarządzanie kolejnymi bankami? Czy powstanie w bankach zależnych od skarbu państwa system synekur dla krewnych i znajomych królika? Czy Komisja Nadzoru Finansowego postąpi w podobnie bezstronny i chłodny  sposób wobec banku państwowego i takiego o kapitale zagranicznym? Niestety odpowiedź na te pytania każdy powiedzieć repolonizacji systemu bankowego – PRZECIW.
Czy polski orzeł roztoczy opiekę nad naszymi bankami?

Argument 3. Czy wystarczy nam w Polsce kapitału do finansowania?

I podstawowy problem. Czy wraz z repolonizacją pozostanie w Polsce odpowiednia wysokość kapitału potrzebna do finansowania naszych przedsiębiorstw oraz obywateli? Zwróćmy uwagę – Szanowni Czytelnicy – jak wiele kapitału wpuściły w naszą gospodarkę zagraniczne banki komercyjne. Zawdzięczamy istotną część rozwoju świetnie prosperującemu systemowi bankowemu. Więc i w tym akapicie opowiem się PRZECIW repolonizacji.

Argument 4. Zyski w Polsce czy zagranicą?

Oczywiście zagraniczne banki dobrze u nas zarabiają, a znaczna część ich zysków krętymi drogami wędruje do krajów macierzystych. Pieniądze uciekają z naszego obiegu, dlatego w tym punkcie mówię ZA repolonizacji.  

Argument 5. Czy Polak zarządza uczciwiej?

Po wielokroć padały argumenty, że polskie przedstawicielstwa banków zagranicznych zarabiają porównywalnie do banków w ich macierzystych krajach. Tymczasem polscy klienci za te same usługi płacili więcej, sprzedaż przedstawiała się bardziej prymitywnie, krwiożerczo, zaś polscy pracownicy zarabiali kilkakrotnie mniej od kolegów w innych krajach.

Jaka będzie przyszłość banków w Polsce pokażą najbliższe miesiące
Zatem czy w przypadku repolonizacji banków coś się zmieni na lepsze dla klientów i pracowników? Niestety pochodzenie kapitału nie ma tu znaczenia. Obowiązują korporacyjne standardy kultury panującej w danym banku. Czy polskie banki o kapitale prywatnym zawsze działają uczciwiej od prywatnych banków z innych państw? Śmiem mieć poważne wątpliwości, bo przykładów przeczących tej tezie znajdziemy bez liku. Z uczciwym, etycznym działaniem jest u nas kiepsko.

Mało tego! Chciałoby się, aby polskie zarządy przeniosły do nas sposób zarządzania bankiem z macierzystego kraju pochodzenia banku. Wówczas normy zarządzania u nas stałyby się o wiele bardziej cywilizowane, a Polska przestałaby być traktowana jak finansowy 3 świat. Jeśli tak, to wypada ocenić ten punkt jako NEUTRALNY.

Argument 6. A jak jest u innych?

Rozważając argumenty za i przeciw repolonizacji banków popatrzy na inne kraje unijne. Tam większość kapitału bankowego pochodzi z tych właśnie z tych państw. W Polsce póki co dominowały podmioty zagraniczne. W związku z tym mówię repolonizacji ZA.

Ocena?


Rozważenie tych 6 punktów przeważyło szalę na rzecz repolonizacji sektora bankowego. Moja analiza wskazała na 3 punkty za repolonizają, 2 przeciw i 1 argument neutralny. Mówię więc repolonizacji ZA, jednak nie jest to ZA maksymalnie jednoznaczne. A jakie jest Wasze zdanie? 

środa, 26 października 2016

Jak pozbyć się niechcianego OC? 3 krótkie historie o toporności towarzystw ubezpieczeniowych

Do trzech razy sztuka – mówi znane przysłowie. Przetestowałem niedawno to powiedzenie na ubezpieczeniach OC samochodu w kilku towarzystwach. Efekt tego wymuszonego testu? Wypadł kiepsko dla owych firm ubezpieczeniowych.

SPRAWA A – windykacja znienacka

Ubezpieczenia są ważne, jednak nie musza irytować.
Do sedna. W ubiegłym roku kupiłem auto w komisie wraz z ubezpieczeniem OC w firmie B, w której samochód ubezpieczył komis. Ta polisa była dla mnie mocno niekorzystna, więc wypowiedziałem ją i  skorzystałem z oferty  firmy C. Minęło kilka miesięcy i pismo windykacyjne przesłała do mnie firma A, w której OC pojazdu opłacał właściciel pojazdu, który sprzedał wóz do komisu. O tym ubezpieczeniu nie miałem zielonego pojęcia i nie widziałem go na oczy. Skąd firma A była w posiadaniu mojego adresu? Ano odprowadzałem do niej swego czasu składki do OFE… Przesłałem więc mail z wyjaśnieniem, wypowiedzeniem ubezpieczenia B, zawarcie umowy z firmą C oraz kulisy zakupu pojazdu. Otrzymałem maila z informacją, że towarzystwo zaakceptowało moje wyjaśnienia i sprawa jest zamknięta. Cóż z tego, skoro po kilku tygodniach znowu przyszło pismo windykacyjne za OC z firmy A. Znowu wyjaśnienia i znowu to samo… Koniec końców zadzwoniłem na infolinię do ubezpieczyciela A i zapowiedziałem skierowanie sprawy do sądu. Dopiero wówczas poskutkowało.

SPRAWA D – groźne pisma i telefony

Ponieważ auto, które kupiłem liczyło już wówczas swoje lata, zdecydowałem się je zezłomować i wymienić na nieco nowszy model. Nauczony doświadczeniem po znalezieniu nowego OC dla drugiego auta z firmy E, wypowiedziałem szybko to z firmy D. I ponownie identyczna historia. Nasycone paragrafami pisma windykacyjne, że trzeba zapłacić, że inaczej straszne rzeczy mi się staną, że ogólnie ze mnie złodziej i zły obywatel. Ktoś znowu gdzieś zawieruszył pismo? No bałagan.

Ubezpieczenie OC jest obowiązkowe.
Co dalej? Ponowne maile i skany ode mnie do ubezpieczyciela D, uznanie przez pracownika firmy D, że skutecznie wypowiedziałem polisę. I co? Kolejne pisma i agresywne telefony z windykacji towarzystwa D. Oj, dostawałem szału, choć zazwyczaj spokojny jestem. Komunikacja? Żart.

SPRAWA C – jak znaleźć ubezpieczenie po numerze PESEL?

No i jeszcze jedna akcja! Po zezłomowaniu starego pojazdu i wyrejestrowaniu go w Urzędzie Miasta przesłałem skany do firmy C wraz ze swoim numerem PESEL i numerem rejestracyjnym samochodu. Jaką odpowiedź otrzymałem? Potężna korporacja nie jest w stanie odnaleźć po tych danych ubezpieczenia samochodu… Opadły mi ręce i napisałem taki oto elaborat:




Szanowna Pani,
z najniższą skromnością odnotowuję, iż niezmiernie wzruszyła mnie przedstawiona przez Panią narracja, iż na podstawie numeru PESEL oraz numeru rejestracyjnego samochodu, nie są w stanie Państwo odnaleźć polisy. 
W załączniku ośmieliłem się zamieścić rzeczony dokument, który dostałem z tego samego maila na adres, z którego pisałem! W tym miejscu wpadła mi do głowy niezwykła wprost INNOWACJA, a mianowicie możecie Państwo odnajdować wysłane maile po mailu Klienta, od którego otrzymujecie Państwo wiadomość, jeśli PESEL i numer rejestracyjny ubezpieczonego samochodu nie znajdują się w Państwa bazie. Myślę, że ten fascynujący pomysł, czyli gromadzenie takich danych jak nr PESEL i rejestracja auta oraz sortowanie poczty wychodzącej mogą posunąć Państwa przedsiębiorstwo w rozwoju o wiele mil świetlnych naprzód. 
Dzielę się swoją tajemną wiedzą z Państwem zupełnie za darmo. Liczę, że pomogłem w podboju świata finansów przez korporację C. 


Łatwo sprzedać, nie sposób  przyjąć wypowiedzenie

Co mnie najbardziej zirytowało w opisanych firmach? Po pierwsze, że działają w identyczny, wkurzający klienta sposób. Z towarzystwem ubezpieczeniowym szalenie łatwo było podpisać umowę OC, załatwić formalności przez telefon. Jednak zakończenie ochrony wymagało ode mnie nieziemskiej odporności psychicznej, odbierania irytujących pism, pisania wielu maili, wysyłania skanów, odpowiadania po raz enty na identyczne pytania, tłumaczenia najbanalniejszych spraw, a przede wszystkim mnóstwa czasu... Żałość.

Brak w towarzystwach asekuracyjnych wewnętrznej komunikacji pomiędzy działem odbierającym pisma od klientów, windykacją i tymi, którzy zamykają sprawy. Nikt nie wie co się dzieje w drugim pokoju, a winnym tego bałaganu okazuje się klient. 

Irytacja z powodu trudności w wypowiedzeniu OC nie może dziwić
Brak ubezpieczycielom inteligencji emocjonalnej, mówiącej - najpierw sprawdzam czemu gość nie płaci składek, a potem dopiero gnębię go i straszę windykacją majątku z powodu długu w wysokości rachunku za dwie filiżanki kawy. No durne to. 

Trudno mi zrozumieć, dlaczego przedsiębiorstwa finansowe działają tak topornie. Dlaczego czynią tak wiele, by zrazić klientów, którzy przecież mogliby niedługo do nich powrócić? Czyżby nachalność sprzedażowa i siłowe trzymanie przy sobie klientów było korzystną strategią? Czyżby niektórzy klienci mieli dość i opłacali nienależne składki? Wątpliwe. Efekt? Odwrotny od zamierzonego. 

Oj coś mi się wydaje, że trzeba coś pozmieniać Szanowni Państwo z Towarzystw Ubezpieczeniowych, bo wkurzacie ludzi. Nie musi być drastycznie, nerwowo i chaotycznie. Chętnie udzielę kilku wskazówek. Podzielę się z Wami wiedzą zupełnie za darmo, tylko błagam, nie męczcie już klientów J  


wtorek, 4 października 2016

Wyedukowany klient = dobry bank

Znający się na rzeczy klient jest bardziej wymagający wobec banków. Zachęcenie go do skorzystania z usługi finansowej jakąś mniej lub bardziej banalną sztuczką, niedopowiedzeniem czy „kiwką sprzedażową” jest niemal nierealne.

Często niestety najłatwiejszym łupem bankowych hochsztaplerów są osoby, które swe doświadczenia życiowe zdobyły w poprzednim systemie politycznym. Nie poznały one realiów rzeczywistej konkurencyjnej gospodarki, mają przy tym duże zaufanie do banku jako instytucji. Ta naiwność jest bezwzględnie wykorzystywana na brutalnym rynku, gdzie króluje niepodzielnie hieniczny darwinizm społeczny. Poziom wiedzy ekonomicznej średniego pokolenia (25-54 lata) jest wysoki w porównaniu młodzieżą oraz seniorami, ale do ideału brakuje mu niemało. Jak pokazuje badanie „Stan wiedzy i świadomości ekonomicznejPolaków 2015” przeprowadzone na zlecenie Narodowego Banku Polskiego” dobrym obeznaniem z tajnikami gospodarki wyróżnia się zaledwie nieco ponad 40% osób średniej generacji.


Taka klientela nie stawia bankom poprzeczki zbyt wysoko, przyczyniając się do tego, że doradcy stosują chętniej wiedzę z podręcznika Cialdiniego niż Samuelsona. Przy tym Polacy zdają sobie sprawę, że wiedza z zakresu finansów jest potrzebna w codziennym życiu (twierdzi tak ¾ osób), ale aż 70% uważa ją trudną do zrozumienia (to także ze wspomnianego wyżej badania NBP).
Z której z tych książek powinni wiedzę czerpać bankowcy?
Tu wyłania się ogromne pole do działania dla instytucji związanych ze światem finansowym. Podniesienie wiedzy ekonomicznej Polaków to wyzwanie, a zarazem szansa, by korzystali z większej ilości usług bankowych, jednocześnie będąc świadomymi klientami.

Banki PKO BP i SGB uczą młodych ludzi oszczędzania w praktyce
Wiedza ekonomiczna w szkołach kuleje, choć tu lukę stara się zapełnić Komisja Nadzoru Finansowego, która przygotowała pakiet wspomagający nauczycieli przedsiębiorczości. Narodowy Bank Polski może pochwalić fachową i przystępną stroną, czyli NBPortal - skierowanym tak do belfrów jak i do uczniów. Swoje inicjatywy mają również banki, jak PKO BP i banki spółdzielcze promujące oszczędzanie na książeczkach SKO dla najmłodszych oraz instytucje finansowe kierujące do młodych programy ze wsparciem Fundacji MłodzieżowejPrzedsiębiorczości.

Nie bez znaczenia są wzbudzające refleksje odbiorców akcje społeczne, jak choćby „Nie daj się nabrać. Sprawdź zanim podpiszesz”, która ostrzega przed zbyt pochopnym podpisywaniem umów kredytowych. Akcję wspierają KNF, NBP, Bankowy Fundusz Gwarancyjny, Policja, Ministerstwo Sprawiedliwości i Finansów, Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumenta. Szerokim echem odbiła się także kampania KNF „Zadbaj o swoje bezpieczeństwo w sieci”, która ostrzegała przed finansową cyberprzestępczością.
Moja lekcja BAKCYL w Rybniku. 
Systemową formą działania jest inicjatywa podjęta przez Warszawski Instytut Bankowości, czyli „BAKCYL. Bankowcy dla Edukacji FinansowejMłodzieży”, który skierowany jest do młodzieży z gimnazjów. Ponieważ sam biorę udział w tym programie jako wolontariusz, to wiem, że jest on niezłym sposobem wprowadzenia w świat dużego i małego portfela dla nastolatków. Informacje przekazywane na lekcjach przez wolontariuszy takich ja, choć są mocno podstawowe, to pomagają wejść na kolejne stopnie wtajemniczenia ekonomicznego. Lekcje BAKCYLA nauczą: podstaw tworzenia budżetu domowego, systematycznego oszczędzania, inwestowania w zależności od profilu ryzyka, bezpiecznego zaciągania zobowiązań, a nawet ostrzegą przed oszustami czyhającymi na nasz portfel. Zajęcia prowadzą wolontariusze, praktycy – pracownicy banków przeszkoleni przez trenerów Warszawskiego Instytutu Bankowości. Bakcyl funkcjonuje od 3 lat, póki co w 8 województwach, wspiera go całkiem pokaźna grupa banków. Na programie zyskuje szkoła, bo ciekawiej, uczeń, bo bardziej rozumiał to co nieoczywiste, wolontariusz, bo zdobędzie cenne doświadczenia, banki, bo będą miały klientów świadomych i chętniej korzystających z usług finansowych, może lekcje przekonają też część uczniów, że warto rozważyć bankową karierę zawodową.

Czy jest więc edukacja finansowa potrzebna? Lepiej mieć łatwego do urobienia klienta, czy może wybrać jakość? Świadomy konsument przyszłości wyeliminuje z rynku cwaniaków, będzie dociekliwy i wymagający, zmusi banki, by były biznesem wyższej próby, jednak będzie z usług finansowych korzystał pewniej, częściej, a za dobrą fachową obsługę zdecyduje się więcej zapłacić.

Ta druga ścieżka jest jedyną, którą powinny podążać korporacje finansowe. Strategia łapania naiwniaka jest czymś, co nawet przy mało zorientowanym konsumencie nie powinno mieć miejsca. Uczyć, uczyć, jeszcze raz uczyć. Polacy są mało ubankowieni i pora aby to w nas zmienić. Dobra edukacja to długa, trudna, pełna wertepów droga, jednak prowadzi ona nas na słoneczny szczyt.



wtorek, 27 września 2016

SKOK na bank?

Bieżący rok nie jest szczególnie dobry dla spółdzielczych kas oszczędnościowo kredytowych. Naliczyłem, że od stycznia Komisja Nadzoru Finansowego, pod której kuratelą SKOKi znajdują się od 4 lat, zgłosiła wnioski o upadłość dla 5 kas („Kujawiak”, „Polska”, „Jowisz”, „Arka” i „Skarbiec”), zaś w 8 powołała zarządy komisaryczne („Wielkopolska”, „Kujawiak”, „Twoja”, „Nike”, „Jaworzno”, „Wybrzeże”, „Profit” oraz „Bieszczadzka”). Z reguły zarząd komisaryczny przekładał się później na upadłość instytucji. Nie wspominam tutaj już o tym, że część nierentownych kas przejmowały banki, jak Alior i PKO BP, zaś kilku prezesom KNF odmówił zgody na powołanie z powodu braku zaufania do ich sposobu zarządzania. Wiele SKOKów stało się niewypłacalnych, a zarządzanie tam było dalekie od roztropności.

Wielu klientów widzi na stronach swoich kas takie komunikaty. Musi budzić to ich zaniepokojenie. 
 Kłopoty SKOKów spowodowały, że banki zmuszone były wpłacać zdecydowanie większe środki do Bankowego Funduszu Gwarancyjnego, w ubiegły roku składki te wyniosły przeszło 2 miliardy złotych. Nie ulega wątpliwości, że włączenie spółdzielczych kas do systemu gwarantującego zwrot depozytów przed 3 laty było zbawienne dla ich członków, których depozyty do kwoty 100 tysięcy EUR były zabezpieczone identycznie jak w bankach. BFG już wypłacił środki dla klientów SKOK „Wołomin” oraz „Wspólnota” na łączną kwotę 3 miliardów złotych, a to dopiero początek…
Do klientów SKOK trafiały m. in. takie ulotki. 
Część parlamentarzystów domagała się powołania komisji śledczej dotyczącej SKOKów. Tymczasem z ust niektórych osób odpowiedzialnych za kondycje SKOK, a dziś polityków, padają ataki na poprzednią koalicję rządzącą oraz Komisję Nadzoru Finansowego, jakby to one były odpowiedzialne za kłopoty kas. Jak się okazuje Polskąrządzi „lobby lichwiarsko-bankowe”, które sprawę SKOK rozpoczęło tylko dlatego, by zemścić się na szefie krajowej rady SKOK (a przy okazji senatorze wybranym z list partii rządzącej) za to, że zadawał „niewygodne pytania” w sprawie kredytów frankowych.

Upolitycznienie kłopotów SKOK i włączenie ich w grę partyjną to posunięcie, które ma uwolnić od odpowiedzialności. A chodzi przecież o nieroztropne gospodarowanie pieniędzmi członków, którzy powierzyli kasom swoje oszczędności!

Wyobraźmy sobie, co by się zadziało, gdyby nie nadzór KNF i pieniądze wstrętnego „lobby lichwiarsko-bankowego”? Kto jest prawdziwą ofiarą SKOK, a kto krzyczy łapać złodzieja? Czyżby nastąpił skok na stabilność polskiego systemu bankowego?


wtorek, 20 września 2016

Bankowiec na ramie stabilniej się trzyma

Certyfikacja to bardzo dobra rzecz, bo pomaga określić co umiemy, porównać to z tym co potrafią inni, stwierdza czym moglibyśmy się zajmować zawodowo, daje szansę na mniej subiektywne awansowanie w pracy.  Dlaczego o tym piszę? Bo Polska, podobnie jest ponad sto innych państw, jest w trakcie wprowadzania systemu kwalifikacji zawodowych – tak zwanych ram kwalifikacyjnych. Nie ważne w jaki sposób zdobywamy wiedzę, mogą to być nie tylko studia, ale również kursy, praktyka zawodowa, nauka własna… To co naprawdę ważne to ugruntowane kwalifikacje, które będzie można wykorzystać w pracy.


Choć bankowości od dawna funkcjonuje System Standardów Kwalifikacyjnych, to nie jest to on szczególnie popularny czy powszechny w branży. Pomimo starań stojącego za tą certyfikacją Związku Banków Polskich, zaangażowania kilku uczelni wyższych organizujących egzaminy, włączeniu w system kilku banków oraz sporej już grupy adeptów, to poza satysfakcją posiadaczy dyplomu na niewiele się on przekłada. Może przemawia przeze mnie pewna zgorzkniałość, bo mam zdany egzamin Europejskiego Certyfikat Bankowca, ale powiedzenie, że pracodawców niewiele interesuje ten dyplom byłoby eufemizmem. Powstanie Systemu Standardów było jednak z pewnością krokiem we właściwym kierunku. 

Certyfikacja nabiera znaczenia dopiero wówczas, gdy jest ona wszędzie uznawana, a udokumentowane posiadanie określonej wiedzy, daje przewagę na rynku pracy czy w awansie wewnętrznym. Stąd między innymi wielkie nadzieje łączę właśnie z powstaniem Polskiej Ramy Kwalifikacji. Jedyny warunek? Poważnie podejdą do niej pracodawcy świata finansowego. Szansa jest, bo w nowych kwalifikacjach ważna będzie nie tylko wiedza teoretyczna, ale również praktyczne umiejętności i kompetencje społeczne. Te dwie ostatnie odróżniają Ramę od wcześniejszych systemów.

Jak do tej pory w bankowości powstały pewne opracowania projektów ramy, które włączały się banki, organizacje branżowe, firmy szkoleniowe, uczelnie oraz Komisja Nadzoru Finansowego. Brak było  tych ustaleniach jedynie pracowników, a to przecież ich dotyczył będzie system, są oni jego najważniejszym ogniwem! Mamy jednak materiał do dyskusji w branży bankowej, a to zawsze przydatna sprawa.

A co możne oznaczać owa Rama Kwalifikacyjna dla bankowców, pracowników front-office, managerów? Ilość bankowców w oddziałach będzie się systematycznie zmniejszać z powodu popularyzacji elektronicznych kanałów kontaktu. Klienci, którzy jednak pofatygują się do placówki będą o wiele bardziej wymagający, dlatego obsługujący ich personel będzie musiał wykazać się profesjonalizmem z najwyższej półki. Nachalny sprzedawca nie będzie już uznawany za typ idealny „kapitału ludzkiego” poszukiwany przez dyrektorów personalnych. Co to oznacza? Mniej ludzi, ale zdecydowanie lepiej przygotowanych, empatycznych, kompetencje społeczne wybiją się na pierwszy plan, dostęp do zawodu będzie bardziej ograniczony, choć powinna się zwiększyć stabilność zatrudnienia.
 
Moim zdaniem Rama Kwalifikacyjna tylko umocni naszą bankowość. Etos bankowca mogą cechować nie tylko profesjonalizm i umiejętność budowania relacji, ale także etyka. Zmienić się będzie musiało również  zarządzanie, które powinno wyzbyć się dość tępego wywierania presji na rzecz mądrego liderowania, budowania zmotywowanych zespołów.


Banki, dla których punktem oparcia będzie Rama, wzniosą się o poziom wyżej. Banki, które na ramie pojadą, łatwiej pokonają nawet najbardziej kręty i trudny etap gospodarczego wyścigu

środa, 14 września 2016

170 tysięcy osób poszukiwanych listem gończym?

Jest wielu takich co twierdzą, że prądem płyną głównie śmieci. Że do sprzeciwiania się światu potrzebna jest nie lada odwaga. Zatem, gdy ostatnio tak mocno w mediach atakuje się banki, ja przekornie wcielić się w advocatus diaboli i tym samym stanąć w kontrze do większości! Już kilka lat temu „The Economist” napisał: Dzisiejszymi czasy krytyka banków jest ulubionym zajęciem każdego.

Krytyka banków stała się modna. Czy ma uzasadnienie?
Ale przed tym słów kilka zastrzeżenia. Niechaj więc ciska kamieniem taki uczestnik świata finansowego, który jest bez winy. Niech miota nim Klient, który godzinami ślęczał nad umową bankowej usługi, którą próbował pojąć nim ją podpisał. Niech rzuci choćby najmniejszym kamyczkiem doradca, który zawsze dokonywał dogłębnej analizy tejże umowy, by wyjaśnić Klientowi swemu wszelkie zawiłości i ostrzec go przed mieliznami tam czyhającymi. Nie wreszcie ciska z całej mocy ten prezes czy członek zarządu banku, który czynił usilne starania, aby klientowi przedstawić taką umowę, którą ten po przeczytaniu będzie mógł bezbłędnie pojąć. I już nie ważne czy to umowa o najzwyklejszy rachunek bankowy, kartę kredytową czy frankową hipotekę. To rzekłszy nie usłyszałem świstu najmniejszego nawet kamyczka.
 
Każdy z nas może być bohaterem bankowości. Kondycja banków zależy
nie tylko od ich zarządów, ale również od klientów i pracowników. 
A teraz ruszam z odsieczą. Efektem kryzysu finansowego z lat 2007-09 było to, że rządy wielu krajów wspierały bilionami dolarów banki, które podejmowały ryzykowne i nieroztropne decyzje. Wywołało to wściekłość obywateli tychże krajów, których irytowało dopłacanie do „za dużych, by upaść”, podczas gdy prezesi instytucji uratowanych przed bankructwem wciąż inkasowali miliony dolarów pensji. Trend krytycznego nastawienia do banków przelał się również do naszej ojczyzny. I u nas banki mają swoje przewiny, których się nie wyrzekają, ale są one zgoła innego kalibru. 

Warto zaznaczyć, że rodzime banki są stabilne, bo nie pożyczały pieniędzy na potęgę jak ich zachodnie siostry. Żaden rząd nie musiał dopłacić do nich nawet złotówki!

Zwiększenie restrykcji wobec banków może
osłabić ich stabilność, a nawet wyhamować wzrost.
Obecnie wysokość kapitału własnego banków w relacji do aktywów to 9,4% i jest jedną z wyższych w Europie. Zaledwie 4% pożyczek udzielonych przez polskie banki spłacanych jest nieregularnie, podczas gdy w pozostałej części Europy jest to  średnio 10% (obie dane cytuję za raportem World Bank Indicators przedstawionym w Krynicy przez Związek Banków Polskich). Banki aktywnie finansują drobnych i większych przedsiębiorców przyczyniając się do wzrostu PKB Polski przez ostatnie ćwierć wieku.

Jednak to właśnie one, klienci, a szczególnie gospodarka mogą oberwać rykoszetem z powodu niepewności zapowiadanych zdań. Nie chodzi wszak jedynie o podatek bankowy, ale przede wszystkim o kosztowne przewalutowanie hipotek frankowych, zwiększenie wpłat do Bankowego Funduszu Gwarancyjnego z powodu lawiny bankrutujących SKOKów czy zacieśnienie wymogów regulacyjnych.

Potrzebny jest okrągły stół bankowości. Wszyscy ci,
 którym zależy na dobrej bankowości muszą rozmawiać
Sznur wokół bankowej szyi się zacieśnia, a klimat wokół banków jest nadzwyczaj nieprzyjazny. Możliwy skutek? Obniżenie kapitałów własnych i osłabienie stabilności banków, zmniejszenie rentowności i ograniczenie akcji kredytowej, a co za tym idzie ryzyko wyhamowania wzrostu gospodarczego kraju.

Szansą mógłby być "okrągły stół" bankowości zorganizowany choćby  pod patronatem Prezydenta RP, gdzie wypowiedzieć winni się sami bankowcy, instytucje regulacyjne, administracja państwowa czy strona społeczna będąca reprezentacją pracowników (związki zawodowe) oraz klientów (organizacje konsumenckie). Uczestnicy wespół powinni wypracować takie rozwiązania, które z jednej strony naprawią przewiny banków, ale z drugiej strony pozwolą im dalej aktywnie działać i nie uderzą w gospodarkę. Rozmowy mogą pomóc rozwiązać problemy narosłe w bankowości z korzyścią dla wszystkich stron, które miałyby równorzędny głos w tej debacie.

Obraz bankowców w mediach jest 
mocno wypaczony
W bankowości pracuje nas około 170 tysięcy, czyli niemal dwukrotnie więcej niż choćby w górnictwie. Na liście pracowników nie znajdziemy złodziei, gangsterów, ani osób poszukiwanych listem gończym i nie chodzi tu tylko, że każdy z nas pracowników przedstawia zaświadczenie o niekaralności wydane przez sąd. Staramy się jak najlepiej wykonywać naszą pracę służąc Klientom, polskiej gospodarce i  - nie ma co ukrywać - przynieść dochód naszym pracodawcom. Zależy mi na tym, by zmienić medialny obraz bankowca, który to zawód powinien zyskać rangę zawodu zaufania publicznego.  


Grzechy na sumieniu mamy wszyscy, dlatego powinniśmy się spotkać i rozmawiać. Stan naszej bankowości zależy w tak samo prezesa, jak i od każdego klienta, pracownika, czy urzędnika nadzoru. 

wtorek, 6 września 2016

O czym blog?

Nie chciałbym za wiele pisać o sobie, wszak tworząc narzędzie takie jak blog, jestem chyba winny kilka słów Szanownym Potencjalnym Czytelnikom BANKOWO.

To rzecz jasna ja... na forum bankowym
Nazywam się Marcin Stroński. Po pierwsze jestem człowiekiem, który maksymalnie angażuje się w życie społeczności, w której funkcjonuje. Tak jest z moim miejscem zamieszkania, tak jest również z pracą, która także jest dla mnie rodzajem małej ojczyzny. Tak się złożyło, że po studiach dość przypadkowo trafiłem do banku i... pozostałem - już zdecydowanie bardziej świadomie - w tej branży. Przez szereg lat byłem doradcą małych firm, obecnie uruchamiam systemowo kredyty dla takich przedsiębiorców. Że staram się nie być li tylko bezwolnym trybikiem machiny korpo, a mocno świadomą istotą, to mam na koncie - nomen omen - branżowe: certyfikaty, podyplomówki czy szkolenia. Dlaczego? Uwielbiam pogłębiać swoją wiedzę


Po drugie lubię przelewać swoje myśli na papier. Od zawsze lepiej szło mi pisanie niż gadanie. Zawsze lubiłem się "wmyśleć" (słowa tego używał jeden z moich wykładowców, chcąc w ten sposób zobrazować zejście do synaps na najgłębszym dnie mózgu), przeanalizować, wypracować swój punkt widzenia, a następnie dopiero odnieść się do tematu. Wówczas czuję, że jest to o wiele bardziej kompetentne.
Trybik w bankowej machinie? Co to nie
Po trzecie, to  uwielbiam bankowość. Nie jest to wszak miłość bezkrytyczna. Dostrzegam sporo mankamentów swojej lubej, szczególnie tych dotyczących sprzedaży. Sporo miejsca poświęcę etyce, która uważam jest moim nieodzownym elementem świata finansów




W bankowości ważne są w tym samym stopniu 3 grupy osób: 

1) klienci,
2) pracownicy,
3) zarząd i akcjonariusze

Od każdej z tych grup po trosze zależy kondycja naszej bankowości, o czym będę starał się pisać na moim blogu.