Podróże kształcą… i
męczą
Ponieważ mój samochód ostatnio zaniemógł, to do pracy
dojeżdżam komunikacją miejską. Ma to swoje niewątpliwe minusy: podróż trwa
4-krotnie dłużej, marznę na przystankach, kosztuje mnie to dwa razy więcej,
wracam zdecydowanie bardziej zmęczony do domu. Wśród tych minusów dostrzegam
jeden plus: poczytam książkę... no i ostatnio zdarzyło mi się spotkać
znajomego, z którym pracowaliśmy - w jednym z nieistniejących już banków 8 lat
temu - jako doradcy firmowi. Od czasu wspólnej roboty Jacka już nie widziałem
ani wirtualnie ani realnie.
Dialog o szczęściu
- I co tam? Pracujesz dalej w banku? – zapytałem jako stary
bankowiec. – Oj, od dawna nie. Jestem kierownikiem logistyki w dużej firmie. Cieszę
się, że już nie haruję w banku, tamta robota to jakaś masakra – odpowiedział
mój stary kompan. Nie zdziwiłem się zanadto, bo przypomnieli mi się inni moi
znajomi z banków, którzy zmienili profesję.
Ścieżki kariery
Żaden z moich branżowych kolegów nie chciałby już wrócić do
pracy doradcy, a podążyli różnorakimi ścieżkami zawodowymi. Gdzie się odnaleźli?
Ano w biurze rachunkowym, urzędzie miasta, na wyższej uczelni, w salonie
samochodowym, w korporacji informatycznej, jako przedstawiciele handlowi, na
własnej działalności gospodarczej, a nawet w klubie fitness. Niektórzy zostali
właścicielami własnych agencji: ubezpieczeniowych, leasingowych, czy placówek
partnerskich banków. Wśród znajomych nie spotkałem nikogo, kto żałowałby, że
przestał obsługiwać klientów, że nie sprzedaje już kredytów, kont, czy
inwestycji. Przemawiała przez nich ulga, że nie muszą tego robić, że wyrwali
się, że nigdy tam nie wrócą...
Co zraża adeptów
bankowości?
Zaskakujące to dla tych, którym praca w banku kojarzy się
jeszcze z jakimś rodzajem prestiżu i niezłych zarobków. Chciałbym wyszczególnić
kilka powodów, dla których ludzie tak strasznie nie cierpią pracy na stanowisku
doradcy w banku, powodów o których najczęściej opowiadały mi moje koleżanki i
koledzy.
1. Nieustanny stres

2. Presja na wynik
Praca na stanowisku doradcy wiąże się z ciągłą presją na realizację
wyniku, zwaną przez bankowców „ciśnieniem sprzedażowym”. Sprzedaż, sprzedaż,
sprzedaż – za wszelką cenę. Tu warto pozbyć się kręgosłupa moralnego. Ale nie
każdy potrafi działać niegodziwie, większość osób czuje się z tym kiepsko.
3. Kontrola i
rozliczanie

Znam ludzi, którzy nienawidzili przychodzić do pracy w
oddziale, dręczyła ich bezsenność lub wieczorami coraz częściej raczyli się
procentowymi napitkami, by zapomnieć o „przyjaznej atmosferze w młodym
dynamicznym zespole”.
4. Ciągłe zaczynanie
od zera
Pamiętaj, wyścig sprzedażowy nigdy się nie kończy! Każdy
miesiąc to nowy początek walki o wynik, doradca wciąż zaczyna od zera, a jego
zmagania nigdy się nie kończą. Jest tak dobry jak jego ostatni wynik. Jeśli
jakaś praca przypomina tą, którą wykonywał Syzyf tocząc olbrzymi kamień pod
górę, to z pewnością najwięcej o tym mogą powiedzieć osoby wykonujące zawód
doradcy. Dołujące.
5. Więcej i więcej
Plany i wymagania nieustannie się zwiększają. Nie istnieje
coś takiego jak wystarczająco, optymalnie, bo zawsze przecież mogłoby być
więcej. Jak osiągniesz pewien poziom, to za miesiąc chcą od ciebie więcej. To
po prostu wyczerpujące…
6. Niepewność jutra
Dziś jesteś, ale jutro może cię nie być. Wystarczy, że
powinie ci się noga i stracisz robotę. Jeśli nie uda się skutecznie sprzedać
jakiegoś produktu to nie dostaniesz premii, więc trudno zaplanować kolejny
miesiąc.Ludzie zmieniają się często, mało kto wytrwa w jednym banku kilka lat.
Zazwyczaj ludzie w jednym miejscu są rok, może dwa, a czasem i kilka miesięcy. Wciąż
zmieniają się zasady premiowania, co rujnuje poczucie stabilności.
7. Konieczność
natręctwa
Presja na wynik powoduje, że większość doradców tak
nachalnie wydzwania do klientów namawiając ich na wszelakie produkty bankowe.
Niewielu znałem ludzi, którzy lubili codzienne telefonowanie do klientów zwane
„obdzwonkami”, nagabywanie o spotkanie, nieustanne proponowanie coraz to
lepszych „atrakcyjnych ofert” i promocji. Chyba mało który doradca czuje się z
tym komfortowo.
8. Utrata pewności
siebie oraz niska samoocena
Taki codzienny kierat odbiera pewność siebie, wysoką
samooceną i poczucie własnej wartości. Łaszenie się, przepraszanie, uległość,
niepartnerskie relacje z klientami, przełożonymi i innymi. Kto stoi w
hierarchii niżej od doradcy?
9. Przylepiony
uśmiech
Ach jaki musisz być szczęśliwy. No muszę! – rzecze wielu
bankowców. Niestety na stanowisku doradcy w banku nie sposób, by być
niezadowolonym, smutnym, zły dzień trzeba wyprzeć. Takie udawanie na dłuższą
metę męczy. Gdy zdarzy ci się obsługiwać trudnego klienta, a ten wyżywa się na
tobie, ty musisz zachować spokój, być uprzejmy, konkretny i odpowiadać w taki
sposób, aby uspokoić niezadowolonego petenta. Tu przyda ci się cholernie twarda
skóra.
10. Wszędzie jest
identycznie
Doradcy do hermetyczne środowisko, wędrują od banku do
banku. W rezultacie wszyscy wiedzą po jakimś czasie jak jest wszędzie. I co?
Wychodzi, że wokół praca wygląda niemal identycznie, czyli jak tania agresywna
akwizycja… Chyba żaden z banków nie chce się wyróżnić tym, że do doradców i ich
pracy podchodzi w bardziej ludzki, partnerski sposób. Oby zmieniło to niskie
bezrobocie i rynek pracownika.
11. Stojące w miejscu
wynagrodzenia
Trudno uzyskać podwyżkę, aby ją dostać często musisz się
zwolnić i… przejść do innego banku. Nieraz nowe osoby na wejściu dostają więcej
niż ci, którzy pracują od dłuższego czasu. Coraz częściej słyszy się, że
zarobki w sieciach handlowych są wyższe od tych, które otrzymują bankowi
doradcy. Czy banki to instytucje dla panien i kawalerów mieszkających przy
rodzicach, którym niewiele trzeba do przeżycia?
12. Pranie mózgu
Wmawianie w jak wspaniałym miejscu się pracuje. Tymczasem
praca jest odhumanizowana. Szczególnie aktywnie takie brednie przekazywane są
na szkoleniach motywacyjnych. Z gruntu wiesz, że mówią ci bzdury, ale musisz
udawać, że kupujesz bajkę. Ot podwójna rola i zwykłe zakłamanie, które zraziło
wielu moich znajomych.
Zróbcie coś Banki
Kochane
Wiem, że wypowiadam ocenę ta zapewne subiektywna, może
generalizującą, niekiedy nazbyt ostrą. Odzwierciedla ona opinię wielu moich
znajomych, z którymi rozmawiałem o tym, jak oceniają swoją dawną pracę w banku.
Okrutne to były opinie, których skrywać nie zamierzałem.
Dlaczego więc drogie banki tak wiele czynicie, by zrazić do
siebie personel, przestraszyć go i precz przegonić? Jeśli standardy są zgoła
inne, to dlaczego pozwalacie, by praktyka stała się patologią? Może czas uciąć
łby czarnym owcom kreującym zły PR.
Nie twierdzę, że nie ma zadowolonych doradców, niemniej
opinie, które przytaczam są bardzo powszechne. Praca w oddziale kiepsko się
kojarzy. Zróbcie coś banki kochane, by wejść na europejski level. Nie żyjemy w
republice bananowej. Wyższe standardy wszystkim się opłacą. Nie upupiajcie
doradców, bo klienci chcą mieć po drugiej stronie pewnego siebie partnera.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz